piątek, 22 maja 2015

"zagranica" czyli Sosnowiec.


            Dystans między Katowicami a Sosnowcem to jedynie 7 km. To sąsiedztwo jednak nie należy do najłatwiejszych. Mieszkańcy nie szczędzą sobie złośliwości. Obrywa się zwłaszcza tym z Sosnowca. Nie bez znaczenia są też zaszłości historyczne. Czy rywalizacja ze Śląskiem, a najbardziej z Katowicami, jest zapisana w genach? Czy sąsiedzi przygranicznych krain naprawdę się nie lubią czy trwa między nimi tylko bitwa na kąśliwe żarty? Wychodzi na to, że jedno i drugie. Sam byłem świadkiem dziwnej, a zarazem śmiesznej sytuacji. Stałem w kolejce do kiosku, żeby kupić bilet miejski w Katowicach. Przede mną, stała pewna pani, która podeszła do okienka i mówi: „Poproszę bilet za granicę”. Pani kioskarka grzecznie sprzedała jej bilet, bez zająknięcia się gdzie jest owa „zagranica”. Cały czas zastanawiałem się czy dobrze usłyszałem. Bilet za granicę? W kiosku? He? Podszedłem do okienka i pytam się Pani w kiosku, gdzie jest ta zagranica? Otrzymałem odpowiedź: SOSNOWIEC. Nie dopytywałem się o szczegóły, dlaczego tak się dzieje, bo kolejka za mną była dosyć spora, więc postanowiłem sam poszperać.


            Historycznie to dwa zupełnie inne obszary. Katowice niegdyś znajdowały się na terenie państwa niemieckiego. Sosnowiec najpierw należał do zaboru pruskiego, a później rosyjskiego. Przez lata antagonizmy w dużej mierze polegały na innym poglądzie na etos pracy i solidność. Ślązacy, czyli głównie robotnicy i przemysłowcy, funkcjonujący w małych i zamkniętych środowiskach nie utrzymywali kontaktów z Zagłębiakami. Jak tłumaczy dr Tomasz Słupik z Uniwersytetu Śląskiego po wojnie w 1945 roku wielu Polaków przyjeżdżało na Śląsk na tzw. szaber, czyli przywłaszczanie sobie pozostawionego mienia. Komuniści nie postrzegali Ślązaków jako Polaków, tylko pół-Niemców, co dodatkowo prowokowało antagonizmy. Ślązacy posługiwali się innym (obcym) językiem, nie mogli liczyć na awans społeczny. Niewielu wtedy także kończyło studia. To, co różni Zagłębie i Śląsk to także odmienny kod kulturowy. Zagłębiacy, w większości wyłącznie ludność napływowa nie wytworzyli tak odrębnej i wyrazistej kultury jak Śląsk. Tutaj można wskazać wiele przykładów. Ślązacy mają choćby swojego zajączka, który w Wielkanoc przynosi im prezenty, swoją gwarę czy jedyne w swoim rodzaju biesiady piwne. W tym miejscu warto też wspomnieć, ze mieszkańcy Śląska to "hanysi", natomiast cała reszta, łącznie z Zagłębiem to "gorole".



            Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy obu miast patrzą na siebie spode łba i gdy tylko mogą, wśród własnych znajomych nabijają się z sąsiadów. Wydaje się, że w rankingu docinków w przewadze są Ślązacy, ale czy mieszkańcy Sosnowca pozostają im bierni? Michał Wasik, dziennikarz sportowy pochodzący z Sosnowca uważa, że antagonizmy wynikają głównie z niepewności i kompleksów. Żałuje, że wiele osób podchodzi do tego tak bardzo brutalnie, choć jednocześnie docenia wysmakowane kawały o mieszkańcach Sosnowca. Rywalizacja ze Śląskiem jest wpisana w nasze geny i jest to zjawisko pozytywne, bo nakręca konkurencję, dodaje. Jak twierdzą wszyscy mieszkańcy Śląska i Zagłębia, konflikt jest, był i będzie. Na szczęście są to głównie żarty i docinki, które nie przekładają się na animozje na uczelniach, w miejscu pracy czy relacjach prywatnych. Ślązacy po wielu latach "ukrywania" swojej odrębności, dziś czują się dumni z różnic kulturowych i lubią podkreślać swoją wyjątkowość, nie tylko mówiąc o sobie "hanysi". Żarty z "goroli", czyli w tym przypadku mieszkańców Sosnowca, tworzą dzisiaj ich tożsamość kulturową. Dziś, czyli w czasach, kiedy pamięć o historii i podziałach nie jest już tak trwała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Inny Ślunsk

Inny Ślunsk