Dystans między Katowicami a Sosnowcem to
jedynie 7 km. To sąsiedztwo jednak nie należy do najłatwiejszych. Mieszkańcy nie
szczędzą sobie złośliwości. Obrywa się zwłaszcza tym z Sosnowca. Nie bez
znaczenia są też zaszłości historyczne. Czy rywalizacja ze Śląskiem, a
najbardziej z Katowicami, jest zapisana w genach? Czy sąsiedzi przygranicznych
krain naprawdę się nie lubią czy trwa między nimi tylko bitwa na kąśliwe żarty?
Wychodzi na to, że jedno i drugie. Sam byłem świadkiem dziwnej, a zarazem
śmiesznej sytuacji. Stałem w kolejce do kiosku, żeby kupić bilet miejski w
Katowicach. Przede mną, stała pewna pani, która podeszła do okienka i mówi:
„Poproszę bilet za granicę”. Pani kioskarka grzecznie sprzedała jej bilet, bez
zająknięcia się gdzie jest owa „zagranica”. Cały czas zastanawiałem się czy
dobrze usłyszałem. Bilet za granicę? W kiosku? He? Podszedłem do okienka i
pytam się Pani w kiosku, gdzie jest ta zagranica? Otrzymałem odpowiedź:
SOSNOWIEC. Nie dopytywałem się o szczegóły, dlaczego tak się dzieje, bo kolejka
za mną była dosyć spora, więc postanowiłem sam poszperać.
Historycznie
to dwa zupełnie inne obszary. Katowice niegdyś znajdowały się na terenie
państwa niemieckiego. Sosnowiec najpierw należał do zaboru pruskiego, a później
rosyjskiego. Przez lata antagonizmy w dużej mierze polegały na innym poglądzie
na etos pracy i solidność. Ślązacy, czyli głównie robotnicy i przemysłowcy,
funkcjonujący w małych i zamkniętych środowiskach nie utrzymywali kontaktów z
Zagłębiakami. Jak tłumaczy dr Tomasz Słupik z Uniwersytetu Śląskiego po wojnie
w 1945 roku wielu Polaków przyjeżdżało na Śląsk na tzw. szaber, czyli
przywłaszczanie sobie pozostawionego mienia. Komuniści nie postrzegali Ślązaków
jako Polaków, tylko pół-Niemców, co dodatkowo prowokowało antagonizmy. Ślązacy
posługiwali się innym (obcym) językiem, nie mogli liczyć na awans społeczny.
Niewielu wtedy także kończyło studia. To, co różni Zagłębie i Śląsk to także
odmienny kod kulturowy. Zagłębiacy, w większości wyłącznie ludność napływowa
nie wytworzyli tak odrębnej i wyrazistej kultury jak Śląsk. Tutaj można wskazać
wiele przykładów. Ślązacy mają choćby swojego zajączka, który w Wielkanoc
przynosi im prezenty, swoją gwarę czy jedyne w swoim rodzaju biesiady piwne. W
tym miejscu warto też wspomnieć, ze mieszkańcy Śląska to "hanysi",
natomiast cała reszta, łącznie z Zagłębiem to "gorole".
Nie
jest tajemnicą, że mieszkańcy obu miast patrzą na siebie spode łba i gdy tylko
mogą, wśród własnych znajomych nabijają się z sąsiadów. Wydaje się, że w
rankingu docinków w przewadze są Ślązacy, ale czy mieszkańcy Sosnowca pozostają
im bierni? Michał Wasik, dziennikarz sportowy pochodzący z Sosnowca uważa, że
antagonizmy wynikają głównie z niepewności i kompleksów. Żałuje, że wiele osób
podchodzi do tego tak bardzo brutalnie, choć jednocześnie docenia wysmakowane
kawały o mieszkańcach Sosnowca. Rywalizacja ze Śląskiem jest wpisana w nasze geny
i jest to zjawisko pozytywne, bo nakręca konkurencję, dodaje. Jak twierdzą
wszyscy mieszkańcy Śląska i Zagłębia, konflikt jest, był i będzie. Na szczęście
są to głównie żarty i docinki, które nie przekładają się na animozje na
uczelniach, w miejscu pracy czy relacjach prywatnych. Ślązacy po wielu latach
"ukrywania" swojej odrębności, dziś czują się dumni z różnic
kulturowych i lubią podkreślać swoją wyjątkowość, nie tylko mówiąc o sobie
"hanysi". Żarty z "goroli", czyli w tym przypadku
mieszkańców Sosnowca, tworzą dzisiaj ich tożsamość kulturową. Dziś, czyli w
czasach, kiedy pamięć o historii i podziałach nie jest już tak trwała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz